O rodzicach Pomocnikach, czyli dlaczego dawanie dziecku wędki jest cenniejsze od dawania ryby (na dodatek przyprawionej według smaku rodzica…).

Pomocnicy to kolejna — po AmbitnychHobbystach — grupa rodziców, na którą chciałabym zwrócić Państwa uwagę w ramach mini cyklu o rozterkach i błędach rodzicielskich. Być może zapytają Państwo: Jak to błąd? Przecież pomaganie dzieciom to coś naturalnego, pożądanego, wpisanego w rodzicielstwo. Przecież każdy rodzic jest pomocnikiem dziecka. Owszem, wychowanie, czyli towarzyszenie małemu człowiekowi w dorastaniu, to nic innego jak ciągła uważność i gotowość do niesienia pomocy. Pomaganie to naturalna i podstawowa funkcja rodzica. Tym artykułem chciałabym rozróżnić mądre pomaganie, czyli wykorzystanie kompetencji dorosłego, których dziecko ze względów rozwojowych jeszcze nie posiada — jak np. umiejętność przewidywania konsekwencji — od nadmiernej, toksycznej pomocy.

Hobby a przymus. O zajęciach dodatkowych dzieci

Krzysztof Iwin: „Wędkowanie”

Pomocnicy wiedzą lepiej

Kim zatem są tytułowi Pomocnicy? Tak roboczo nazwałam rodziców, którzy z wielkim zaangażowaniem pomagają dzieciom w codziennych obowiązkach oraz w podejmowaniu decyzji. Mówiąc mniej delikatnie – Pomocnicy to rodzice, którzy wyręczają dzieci, nie pozwalają im na zdobycie własnych doświadczeń, nierzadko narzucając dzieciom własne zdanie oraz wolę. Chcąc uchronić dzieci przed negatywnymi konsekwencjami, nie pozwalają im na samodzielność i praktyczną naukę na błędach. Innymi słowy, Pomocnicy zamiast przysłowiowej wędki, dają dzieciom rybę. Na dodatek doprawiają ją według własnego gustu i każą zjeść do ostatniego kęsa.

Podobnie jak w przypadku Ambitnych i Hobbystów, również tym razem pragnę podkreślić, że wspomniane błędy, które w moim odczuciu popełniają Pomocnicy, to błędy wynikające z niewiedzy oraz nieświadomości. To ważne rozróżnienie. Pomocnicy „pomagają” w dobrej wierze, z intencją zapewnienia dzieciom jak najlepszego dzieciństwa oraz startu w dorosłość. Dlatego ze zrozumieniem (bo czyż każdy rodzic nie bywa czasem Pomocnikiem?), ale też z chęcią zwrócenia uwagi na powyższe aspekty, zapraszam Państwa do lektury artykułu.

Pomaganie czy pozbawianie?

Obserwuję wiele przykładów nadmiernego pomagania oraz decydowania za dziecko. Projektowanie dziecku przyjaźni (umawianie się z innymi mamami na zabawę bez woli czy prośby ze strony dziecka), rozstrzyganie za dziecko konfliktów, decydowanie, co i ile powinno zjeść, kompletowanie za dziecko ubrań (żeby było gustownie i do koloru), organizowanie dziecku zabawy wybranymi przez siebie zabawkami (koniecznie tymi „rozwijającymi”), odrabianie z dzieckiem lekcji czy przygotowanie prac plastycznych (żeby były ładne) — to tylko niektóre z nich… Kusi mnie, aby nazwać tę pomoc przeżywaniem życia za własne dziecko, bo czymże innym jest pozbawianie dzieci wypełniania zadań rozwojowych…?

Zadania rozwojowe

Wiele z teorii psychologicznych traktuje rozwój człowieka jako proces wypełniania tzw. zadań rozwojowych. Są to typowe dla danego okresu i wieku „lekcje do odrobienia”. Dla młodszych dzieci takimi zadaniami rozwojowymi są przykładowo nauka chodzenia czy mówienia, dla starszych dzieci będą to między innymi: osiąganie niezależności od dorosłych, nawiązywanie więzi z rówieśnikami, kontrola własnych emocji czy też poznawanie siebie, w tym własnych potrzeb oraz kompetencji. Zadania rozwojowe wynikają z procesu dojrzewania, są więc „skrojone” na miarę możliwości zarówno tych biologicznych, jak i psychicznych dziecka. Nie są zatem ani za trudne, ani za łatwe. Są akuratne — zaprojektowane przez naturę tak, aby dziecko mogło je samodzielnie rozwiązać. Samodzielnie, czyli bez pomocy rodzica! Negatywne konsekwencje rozwiązywania zadań rozwojowych (np. porażki, negatywne emocje dziecka) są wbrew pozorom również wypełnianiem tychże zadań.

Proces wywiązywania się z zadań rozwojowych przypomina domino. Aby dziesięcioletni Staś potrafił efektywnie wyrazić emocje, np. sprzeciw w zabawie z kolegą, najpierw pięcioletni Staś musi kopnąć kolegę, doświadczyć konsekwencji tego czynu i przeprosić. Przede wszystkim musi jednak nauczyć się właściwej, czyli funkcjonalnej regulacji emocji. To jest przestrzeń na pomoc rodzica. Jeśli zamiast z własnym dzieckiem, mama Stasia porozmawiałaby i wyjaśniła tę sytuację z tatą poszkodowanego chłopca, Stasiu niczego by się nie nauczył. W najlepszym wypadku nauczyłby się dużo później. Rodzic pomocny daje Stasiowi wędkę w postaci mądrej rozmowy, rodzic Pomocnik serwuje Stasiowi rybę, zapominając jednak, że Stasiu za chwilę znów będzie głodny.

Aby dwunastoletnia Zosia miała gust (choć to subiektywne pojęcie), pięcioletnia Zosia musi najpierw móc ubierać się według własnego pomysłu, łącząc kolory i wzory, jak tylko jej się podoba. Zadaniem rodzica Zosi jest dopilnowanie, aby ubrania ich córki były dostosowane do pory roku oraz w odpowiednim rozmiarze, nic ponadto. Być może Zosia spotka się z krytyką, a nawet wyśmianiem przez starsze dzieci, ale tylko w taki sposób ma szansę na naukę posługiwania się wędką, w tej sytuacji na rozwinięcie tzw. gustu w przyszłości.

Badania naukowe na temat „niejadkości” wykazały natomiast, że dzieci są w stanie same prawidłowo regulować ilość spożywanego jedzenia. Dzieci kierują się naturalnym instynktem i posiadają wewnętrzny barometr, który mierzy i sygnalizuje poczucie głodu, apetytu i sytości. Jedyny warunek, który należy spełnić, to brak przymusu i nadmiernej pomocy ze strony rodziców, którzy wiedzą lepiej, tzw. Pomocników. I w tym przypadku zadanie rodzica powinno ograniczyć się do zapewnienia dziecku dostępu do różnorodnego i wartościowego jedzenia. I tyle. Nie zmuszajmy dzieci do zjedzenia ostatniego kęsa. Pozwólmy im zachować umiejętność odczytywania sygnałów płynących z własnego ciała.

Drodzy Rodzice…

Nie bądźmy Pomocnikami! Miejmy na uwadze, że roztaczanie ochronnego klosza nad dziećmi, chronienie ich przed doświadczaniem negatywnych emocji powoduje, że pozbawiamy ich cennych lekcji pisanych przez życie, lekcji szytych na miarę wieku i rozwoju dzieci. Jeśli dziecko nie nauczy się rozwiązywać problemów w odpowiednim momencie, później będzie tylko trudniej. Nie wyręczajmy dzieci. Chcąc pomóc w nauce, zaproponujmy im raczej warsztaty z map mappingu lub efektywnego zapamiętywania, aniżeli wspólne ślęczenie nad książkami. Sprawczość i poczucie kontroli to cechy cenniejsze niż spokój, cechy zapewniające samodzielność i autonomię w dorosłości.

Drodzy Rodzice, zapewniajmy naszym dzieciom wędki, nie ryby. Niech będą rzeźbione miłością i gotowością do niesienia pomocy, ale niech pozostaną wędkami… Zapraszam do gabinetu.